Motocykla nie należy wybudzać z zimowego snu zbyt gwałtownie. Katowanie sprzętu bezpośrednio po kilkumiesięcznym postoju bez przeprowadzenia operacji kontrolno-naprawczych może przyspieszonym zużyciem lub uszkodzeniem podzespołów. W pierwszej kolejności zadbać należy o olej silnikowy[1], w którego kluczowe znaczenie dla kondycji motoru nikt chyba nie wątpi.
Wymieniać czy nie wymieniać?
Wymieniać.
Dlaczego?
Przede wszystkim dlatego, że pewnie tylko nieliczni wymienili olej przed leżakowaniem sprzęta. Kilka tysięcy kilometrów przejechanych w ubiegłym sezonie w połączeniu z zimowym przestojem pozbawiły olej części jego życiodajnych mocy. Naturalna utrata lepkości plus skraplająca się wewnątrz korpusu para wodna zakwaszają środowisko i sprzyjają korozji wnętrzności naszej maszyny. Na dyspensę od wymiany mogą liczyć jedynie ci, którzy świeży olej zalali tuż przed odstawieniem motocykla i zapewnili maszynie postój w suchym i ciepłym garażu, w warunkach niewielkich wahań temperatury.
Jak?
Po pierwsze należy pozbyć się starego oleju. Krótka przejażdżka na nagrzanie silnika będzie w tym momencie nie od rzeczy. Krążący olej wypłucze i zabierze ze sobą osady a nagromadzona woda będzie miała szansę odparować. Gorący olej spuszczamy do szczelnego pojemnika i oddajemy do utylizacji po uprzednim opatrzeniu poparzonych dłoni. Wymieniamy filtr oleju, instalujemy nową podkładkę uszczelniającą korka spustowego i wszystko skręcamy do kupy. Robotę kończymy wlewając do silnika odpowiednią ilość świeżego oleju.
Na co?
Dobierając olej silnikowy kierujemy się zaleceniami producenta pojazdu. Jeżeli nie mamy instrukcji obsługi, możemy skorzystać z ogólnodostępnej wyszukiwarki[2], w której - obok rodzaju zalecanego środka smarnego - znajdziemy też wymaganą ilość i interwał wymiany.